wtorek, 31 marca 2015

Wianek z wierzby, DIY

Lubię sobie myśleć, że… lubię moją wieś:)
Nawet w taki paskudny pogodowo dzień jak dzisiaj wystarczy wyskoczyć uliczkę obok by narwać ze starej wierzby giętkich gałązek pełnych pierwszych wiosennych listków (ach, ach!!).
Można też wyjąć z ziemi i przynieść do domu puchate kawałki mchu.
Lub przygarnąć pierwsze wiosenne kwiatki z zagajnika…
I już, tyle, można wracać do domu. Z uśmiechem, mimo mokrych ciuchów:)

Długie wierzbowe gałązki związałam w wianek, dodałam kawałki mchu i umościłam w nim tak, by stanowiły bezpieczne miejsce dla jajowych skorupek, bez konieczności wiązania/klejenia/drutowania  (po co dodatkowo się męczyć?;):)). W skorupkach krople wody a w wodzie pierwsze ogrodowe prymulki;)
Wisi więc teraz w kuchni takie oto wiosenne coś i nawet nie gubi elementów;):)
Poprawia nam humor - a to ważne, bo siedzimy w domu kolejny dzień przywracając do zdrowia podziębione dzieci…






***

Z cyklu rozmowy rodzinne:
Siedzimy z Cinkiem w kuchni, przybiega Antoś i z poważną miną mówi: Przygotowałem dla Was dwa spektakle, dziewczyński i chłopski (!!). Mama dla Ciebie będzie specjalny osobno i dla chłopaków też.
Delikatnie protestuję mówiąc, że nie musi być osobno, że równie mocno będziemy się cieszyć jednym rodzinnym spektaklem.
Antoś: Ale nie mama, chłopski jest inny niż dziewczyński.
Ja: Aż tak inny Antosiu? Wiesz, dziewczyny i chłopaki fajnie się rozumieją i z przyjemnością wspólnie chodzą do teatru.
Antoś: No dobra mama, chodźcie razem, tylko nie mów, że nie mówiłem.
Ehmmm, tu poczułam niepokój.
Zasiadamy na miejscach, Antoś rozpoczyna przedstawienie: Witajcie w teatrze na przedstawieniu "Gwiezdne wojny i waleczne Ninja". Były sobie waleczne Ninja, któregoś dnia doszło do wojny, walczyli o nowe galaktyki, bili się i bili aż wreszcie dobry Ninja trzasnął złego i niechcący (!!) obciął mu łeb. I tamten latał bez łeba…
W tym momencie nie wytrzymuję i stękam: Rany Antoś, naprawdę musiał mu obciąć głowę? Skąd w ogóle taki pomysł??
Antoś: Mówiłem, że dla Ciebie będzie inny spektakl, to teraz mi płaczesz!  :D:D:D

Swoją drogą - nie wiem jak Wy drogie mamy ale ja mam zwichnięcie na "wojny" i "strzelanki". Staram się tłumaczyć chłopcom, że wojny są straszne, że życie ludzi i całych rodzin jest bezcenne dlatego żaden dobry człowiek nie może strzelać do drugiego i zabierać mu życia a rodzinie osoby, którą kochają…
Nie chodzi mi o zupełne wyrugowanie tematów "wojskowych" z życia bo wiem, że to tematyka mocno osadzona w chłopięcym świecie ale… po kobiecemu muszę, złagodzić i uwrażliwić;):)

piątek, 27 marca 2015

Kwiaty wiosny i zupa chrzanowa

Ząb zupa zębowa, 
chrzan zupa chrzanowa. 
… a tak skojarzyło mi się;):)

Na naszym wielkanocnym stole obowiązkowo jest biały barszcz, koniecznie na wędzonce, koniecznie ze śmietaną, jajami i chrzanem oczywiście… Biada temu, kto by złamał tradycję!:)
A że lubię smaki okołochrzanowe postanowiłam poeksperymentować nieco i zrobić zupę krem z chrzanu. Nie na Wielkanoc ale do jedzenia - że się tak wyrażę - codziennego;) Jadłam taką zupę na mieście ale o dziwo, sama nigdy nie robiłam. W sumie nie wiem dlaczego? Smakowała mi bardzo!

Jeśli ktoś ma ochotę spróbować - proszę bardzo, oto przepis. Krem z chrzanu jest pyszny!:)
Zdjęcia zupy brak, uzupełnię następnym razem... Zrobiłam tylko garnek, tak na próbę - zjedliśmy go za szybko;)

Zupa krem z chrzanu:

Potrzebujemy: 2 duże ziemniaki, spory korzeń pietruszki, 2 kawałki pora (takie po 3 - 4cm), średnią cebulę, 2 ząbki czosnku, 3 - 5 łyżek świeżo startego chrzanu (w zależności od ostrrrości;)), ok 2l bulionu (u mnie warzywny).
Cebulkę pokrojoną w kostkę szklę krótko na maśle, dodaję posiekany czosnek i po chwili dorzucam pokrojone w kostkę ziemniaki, pieruszkę i pora. Solę, krótko podduszam, mieszam i zalewam bulionem. Pyrka to sobie aż zmięknie… Całość miksuję, dodaję chrzan, delikatnie zagotowuję i gotowe:) Gęstość i ostrość można regulować wg upodobań;) 
My zjedliśmy zupę z grzankami, następnym razem spróbujemy z jajem, w koszuli;)
Aha, pamiętajcie, że chrzan potrzebuje chwili, żeby nabrać mocy urzędowej - podczas dosmaczania może wydać się zbyt delikatny by po chwili… ;)

Tym czasem na dworze wiosna i... w domu wiosna;) Znoszę kwiecie wszelakie, po prostu nie umiem przejść obojętnie gdy na straganach jest ich nagle tyyyyle! Na spacer też normalnie wyjść się nie da bo ręce same sięgają po wierzbowe witki czy pierwsze bazie… Wyposzczony człowiek po zimie czy co?;):) Też tak macie? 



Wiosennego weekendu życzę, na dworze i w domu;):)

środa, 25 marca 2015

W stronę Wielkanocy...

Wiosna, wiosenka!

Uwielbiam ten moment kiedy jako klasyczna zaspana sowa schodzę rano do kuchni, podnoszę roletę i kolejny dzień wita mnie słońce i rozkrzyczane ptaki:) Cu-do-wnie!
W takiej scenerii to ja się mogę krzątać codziennie, nawet bardzo rano;):) 

Właśnie dziś do mnie dotarło, że do Świąt Wielkanocnych zostały niecałe dwa tygodnie…  Myślicie pomalutku? Ja w ramach wiosenno - świątecznego nastroju wyszłam do ogrodu i w promieniach ciepłego słońca wypiłam kawę i pstryknęłam zdjęcia. Kilka wolnych chwil ale jakich przyjemnych!:) 

Pewnie w podobnym klimacie będzie nasz wielkanocny stół…







piątek, 20 marca 2015

Stara beczka.

Kolejny stary / zardzewiały/ obśrupany przedmiot na Kwiatowej… Stara beczka:)
Podebrana (legalnie;)) pracownikom z budowy stanęła na tarasie i służy a'la doniczka.
Zawsze rozczulały mnie takie starocie obsadzone kwiatkami, mają jakiś nieoczywisty urok… 
W roli kwiecia - bratki, pierwsze tegoroczne… Na placu Imbramowskim jest ich całe mnóstwo, prawdziwa feeria barw! 

Niech żyje wiosna!:):)







środa, 18 marca 2015

Odnowiona kuchenna ławka

Nareszcie!
Słoneczna pogoda, brak opadów… Idealny moment by wynieść na taras a potem pomalować kuchenną ławę, bez szkody dla rodzinnego narządu powonienia;)
I tak brązowa do tej pory ława stała się biała, na czym zyskała kuchnia stając się jeszcze bardziej jasną... To był bardzo dobry pomysł!:)
Początkowo miałam pomalować całą ławkę ale jak to często bywa - życiem rządzą przypadki;) Zdejmowane siedzisko miałą najgrubszą warstwę farby a jak na złość skończył mi się papier ścierny. Postanowiłam więc wymalować resztę ławki a siedzisko zostawić na wieczór gdy już przybędzie Cinek z papierową odsieczą. 
Pomalowałam dwie warstwy farby, w międzyczasie przybył Cinek z dodatkowym papierem ściernym ale zrobiło się tak zimno i wietrznie, że farba z pędzla zaczęła mi latać:) Machnęłam więc ręką na siedzisko stwierdzając, że domaluję nazajutrz.
A jednak nie domalowałam;)
Późną nocą, po wniesieniu suchej ławki do kuchni i zamontowaniu brązowego siedziska okazało się, że wcale nie wygląda to źle. A jeśli dorzucić do tego argument, że to najbardziej wycieralny i narażony na zniszczenie element w meblu (oprócz siedzących normalnie mam przecież uroczą dwójkę chłopców dla których to ulubione miejsce obserwacji;)) to stwierdziliśmy zgodnie, że zostaje tak jak jest:)

No i jest:)





Więcej zdjęć dorobię kiedy indziej bo na razie słońce (choć cudowne!!) świeci tak mocno i  pod takim kątem, że prześwietla  szersze ujęcia;)

W tak zwanym międzyczasie Piotruś z Antosiem założyli pod płotem plantację stokrotek:)
Nic to, że dziury mam w całym trawniku i że czeka mnie dodatkowe pranie (wiadomo, kolana całe w błocie od klęczenia na ziemi i wyciągania kwiatowych kępek) - najważniejsze, że syny ciągoty przyrodniczo - ogrodnicze mają, to cieszy, bardzo!:):)


Miłego środka tygodnia życzę!:)

***

Piotruś przychodzi ze szkoły, pytam jak tam obiad.
Piotruś: Całkiem dobry, chociaż krupnik nie taki dobry jak nasz. Dali kaszę jaglaną zamiast jęczmiennej jak u nas…
Tu matka (ja!!) otwarła szeroko buzię…
Owszem, jak gotuję a chłopcy kręcą się po kuchni to staram się mówić co robię ale wydawało mi się, że to jednym uchem wpada a drugim wypada (nooo, może za wyjątkiem aktu robienia ciasta, wtedy chłopcy chłoną wszystko jak gąbki oblizując pokątnie palce;):)).

…proszę, czyli kasza jednak dzieciowi została!!:):)

sobota, 14 marca 2015

Kalosze

No więc owszem, tak, schowałam:
- zimowe buty
- zimowe szaliki i czapki
- zimowe rękawiczki
- większość zimowych kurtek i ciepłych swetrów

I nie, nie zamierzam ich już wyjąć:)
To się nazywa bunt psze Państwa! Bunt okołowiosenny:):)

Nawet jeśli zima znowu wpadnie to ja i tak twardo w wiosennych ciżemkach pomykać będę :D:D

A póki co dokonałam zakupu nowych kaloszy w oszałamiającym jak na mnie kolorze soczystej czerwieni;) Poprzednie pozostawione w szopie na sezon zimowy padły łupem  myszy/mysiora/nornicy/łasicy i zmieniły stan z jednolitego na wieloczęściowy:P
Psze Państwa, kto to widział, żeby gumowe gumowce jeść? I to takie w cętki??:D:D




Na Kwiatowej leje, wieje i buro. Ale od jutra… słońce! Czego sobie i Wam życzę:)

środa, 11 marca 2015

A w marcu w ogrodzie...

Uprzejmie donoszę, że tegoroczny sezon ogrodowy uważam za otwarty, na potwierdzenie czego prezentuję fotki z pierwszego tegorocznego grzebania w ziemi:)
Fakt, mało atrakcyjne to fotki bo ogród nadal straszy pozimowymi pustkami ale wizja niedalekiej wiosny robi swoje - ja tam już widzę zieleń i kwiaty;)
W niedzielę wróciłam z okolic Sandomierza z ogrodniczym nabytkiem w postaci winorośli, pnącej róży, maleńkich czarnych bzów i magnolii a w poniedziałek wkopałam to wszystko w Kwiatowy ogród...
Ależ to były miłe chwile! Po raz kolejny stwierdzam, że naprawdę niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba - para rękawic, wiosenne słońce, parę krzaczków... I tyle!:)

Koniec końców - świąteczna choinka zamieszkała koło płotu, magnolia przy wejściu do domu, winorośl z boku tarasu, róże koło szopy a wszystko inne porozsadzałam to tu, to tam... Jak mi się wiosną wizja zmieni to znowu przesadzę, w tym jestem dobra;) Jeżdżę z roślinami w ogrodzie niemal tak samo jak z meblami po domu:P Ale o dziwo, te nie buntują się, rosną całkiem fajnie... Może dlatego, że dużo do nich mówię i zawsze tłumaczę dlaczego zmieniam im miejsce pobytu?:D:D
Nigdy też nie miałam wystarczająco dużo cierpliwości by wsadzać rośliny wieloletnie w odpowiednich odstępach - nie wiem dlaczego ale te puste przestrzenie, które zarastają w miarę upływu czasu drażnią mi oko więc od zawsze sadzę gęsto a w miarę wrostu rośliny - przesadzam i rozsadzam...
Syzyfowa i niepotrzebna to praca, wiem.  I w kontrze do tego co radzą doświadczeni ogrodnicy... Ale przynajmniej od razu zyskuję miło zagospodarowany zielony kąt, bez pustek i przerw. Więc dopóki rośliny się nie buntują... ;)

Na zdjęcia załapały się też moje nowe kieliszki do likieru;)
Po ostatnim zmywaniu, kiedy to wytłukłam ostatnie dwie sztuki (naraz!) musiałam kupić nowe...
Przypadkiem wpadły mi w oko miniaturkowe szklaneczki do whisky i stwierdziłam, że będą idealne do likieru... I są! Bardzo je lubię, i do likieru i do... kwiatków:)







W ogrodzie rozśpiewały się już ptaki, widać też pierwsze bzyczące:


A u Was jak? Pierwsze prace w ogrodzie / na balkonie już za Wami?:)

czwartek, 5 marca 2015

Tylko spokojnie...

Tylko spokojnie, to marzec!
A w marcu - wiadomo - jak w garncu;)
Jeszcze trochę i wszystko wróci do normy - ciśnienie przestanie biegać po sinusoidzie jak zwariowane, wiatr ucichnie, deszcz nie będzie tak gładko przechodził w śnieg/śnieżycę/zamiecie śnieżne, nocny minus nie skończy dziennym plusem a biedny człowiek wreszcie będzie się mógł w tym wszystkim odnaleść;):)
Ponieważ i ja chodzę do tyłu (a może raczej biegam:P) a kawa nie bardzo daje radę, stwierdziłam, że czas najwyższy porzucić ją na rzecz czystka - powiem Wam, że cenne to zioło, zwłaszcza przy tej zwariowanej pogodzie. Czystek świetnie pobudza układ odpornościowy do pracy dzięki czemu szybciej zwalczymy bakterie, wirusy a także grzyby i pleśnie… Słowem wszystko to,  na co teraz możemy liczyć:P

W sumie picie czystka to taki mój mały wstęp do lepszego prowadzenia się (ha! Jak to brzmi!:D). Mam zamiar mocno ograniczyć picie kawy (nadużywam!), jeść słodkości jedynie w weekendy a nie wtedy kiedy mnie częstują lub słabnie moja psyche (o mammo!:P), zacząć się regularnie gimnastykować i wysypiać… A potem żyć dłuuugo, szczęśliwie i zdrowo:D

W ramach dbania o zdrowie psychiczne (:P) na stole wylądowały fioletowe dzwonki a na kuchennej szafce nowy bziuczek.
Bziuczek - czyli nic innego jak małe bziuczące radyjko, które codziennie towarzyszy mi w kuchni…  Uwielbiam szmer muzyki w tle! Poprzednie porwał Piotruś bo przecież Mamo ja też chcę słuchać SWOJEJ muzyki! :):)







Odkąd sięgam pamięcią to kojarzę takie grajki w rodzinnej kuchni -  najpierw u prababci Marysi (małe, starutkie radyjko na baterie, które wymieniał pradziadziuś Janek), później pamiętne Lato z radiem w dziadkowej kuchni… No i to szemrzące, czarne na parapecie w rodzinnym mieszkaniu… Miłe to wspomnienia:)
A Wy? Macie swojego bziuczka?:):)

niedziela, 1 marca 2015

Już marzec!

Pierwszy dzień marca, hurra!

Leniwy, odpoczęty, słoneczny… Aż chce się żyć!:)
W ramach bratania ze słońcem i świeżym powietrzem pojechaliśmy dzisiaj do skansenu w Wygiełzowie - cudownie jest się znowu poszwędać bez konieczności nasuwania kaptura na głowę, podciągania kołnierza i chowania zmarzniętych dłoni w kieszeniach;) 
I nie wiem czy to świadomość zbliżającej się wiosny wyzwala w człowieku takie pozytywne odczucia ale zgodnie stwiedziliśmy że to pierwszomarcowe słońce jest inne, cieplejsze… I jak miło łaskocze wystawione ku górze policzki!:)

Po powrocie do domu wyskoczyłam na chwilę do ogrodu - lubię te przedwiosenne chwile:) Chodzę, podglądam, wącham… Tak, u mnie ziemia zdecydowanie pachnie już wiosną! 
A że zakwitły kolejne kępy przebiśniegów to i kolejna partia przybyła do domu, tym razem w mleczniku;)






***

Z cyklu rozmowy rodzinne:
Niedziela, krzątam się po kuchni i mówię do Cinka: Wiesz, naprawdę musimy pomyśleć o czymś do wędzenia. Mam już dość plastikowego smaku wędlin, bleee. Nie czekajmy na wolny czas bo takiego prawie nigdy nie mamy,  po prostu skombinujmy beczkę i uwędźmy.  Albo jeszcze lepiej zbijmy sobie prostą wędzarkę z desek.
Cinek: Jestem za! Drewniana byłaby fajna… Zbijemy, kupimy mięso i popróbujemy.
Ja: Najwyżej wywędzimy za bardzo ale i tak będzie o niebo lepsze niż sklepowe...
Na to odzywa się Piotruś: Ooo, taka skrzynka z desek to byłaby niezła bimbrownia* (!!). Bimberek mógłbym pędzić (!!)
Cinek tłumiąc chichot: A kto by Piotruś ten bimberek pił?
Antoś: Ja wiem! Ja wiem! Justin Bimber!!:D:D:D:D

Nie wiem czy pamiętacie ale swojego czasu Piotruś był absolutnie zafascynowany cyklem na discovery "Bimbrownicy". Do tej pory zna takie sztuczki pędzenia bimberku, że otwieramy szeroko oczy:D Jak widać fascynacja pozostała:D:D
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...