Po przekopaniu internetu najpierw upewniłam się, że te bure plamy nigdy (!!) nie znikną (załamka! pozostaje obłożenie komina drewnem lub płytkami, tudzież udawanie, że się ich nie widzi...) ale później zaczęłam kombinować i...
Eureka! Wpadłam na szalony z pozoru pomysł - pomalowałam komin... emalią do drewna i metalu:D:D
Wykombinowałam sobie, że emalia zamknie powierzchnię cegieł i nie wypuści plam na wierzch... I zadziałało! Po dwóch warstwach komin jest niemal biały, teraz pozostaje trzecia warstwa, ostatnia, bialutka:):)
Jeśli więc kiedykolwiek miałybyście ochotę majstrować przy starym kominie, oświecona już ciotka dobra rada radzi: nie kładziemy na stary komin nic "mokrego" - gipsu, tynku czy farby emulsyjnej bo owa "mokrość" zawsze wyrzuci na wierzch buro - pomarańczowe plamy. Każda następna "mokra" warstwa wcale nie załatwi sprawy, plamy wyjdą ponownie! Jeśli jednak macie już te nieszczęsne plamy to możecie je pomalować emalią do drewna i metalu. W przeciwnym razie pozostają płytki lub obłożenie drewnem.
Tyle w temacie komina:):)
Nie mam jeszcze zdjęć wykończonego komina (pewnie tą ostatnią warstwą białej farby machnę go jutro) ale dla podglądu pokazuję jak wyglądają plamy wychodzące na wierzch po malowaniu lub szpachlowaniu - uroczo, prawda? ;)
Oprócz komina pomalowałam jeszcze piewszą warstwą białej farby "drzwi" przesuwne naszych podskosowych garderób (zaraz, zaraz, czy ja wspominałam, że zabudowaliśmy te skosy??). Cinek zrobił systemy przesuwne po prawej i lewej stronie poddasza, za którymi ukryliśmy ciuchy - za drzwi posłużyły docięte w markecie płyty plus szyna na górze i dole plus moje malowanie: docelowo dwie warstwy farby - a jakże! - emalii do drewna i metalu:D:D
Zdjęcia porobię w najbliższej wolnej chwili bo odeszłam od pędzla gdy było już ciemno;)
Po pomalowaniu drzwi i komina z "wygłym" kręgosłupem zeszłam na dół. Zakrzątnęłam się wieczornie, zrobiłam chłopcom kolację, wstawiłam pranie i przywitałam z cudowną myślą - dzisiaj nie robię już nic, idę odpocząć...
O naiwności!!
Kładąc chłopców do spania Antoś z uśmiechem upewnił się czy jego strój misia jest gotowy na jutrzejsze przedstawienie…
Strój misia, aaaaaaa!!!! :D:D:D
I już zupełnie na koniec - gdyby ktoś chciał skorzystać to podaję przepis na pyszną łagodną zupę krem z cebuli. Idealną na zapyziałą pogodę jaką mamy teraz za oknem;)
Ja zawsze lubiłam cebulę (i czosnek!). Żeby jednak to moje lubienie udzieliło się dzieciom musiałam dopasować intensywny smak cebuli do ich podniebienia - w ten sposób powstała łagodna zupa krem, którą zajadamy się wszyscy - łącznie z Antosiem, który przedszkolną odpowiedniczką pluje na odległość;)
Potrzebujemy:
2 większe ziemniaki
8 średnich cebul
2 ząbki czosnku
bulion warzywny
Cebulę kroję w ćwiartki (jak leci), wrzucam do garnka, solę i podduszam (minimalny ognień) na maśle aż zmięknie - mieszam co jakiś czas żeby nie przywarła do dna. Do miękkiej, szklistej dorzucam pokrojone w kostkę ziemniaki i czosnek i duszę jeszcze przez chwilę. Zalewam bulionem (objętościowo mniej więcej drugie tyle co warzyw) i pozwalam pyrkać aż porządnie naciągnie i cebula stanie się zupełnie miękka (ok. 30 min). Dodaję zmiażdżony ząbek czosnku, dosalam do smaku, pyrkam jeszcze chwilę i po 5 minutach wyjmuję z garnka niemal 3/4 cebuli a zostawiam ziemniaki. To co zostaje miksuję i gotowe:)
Podaję z grzanką posypaną goudą lub parmezanem...