piątek, 27 września 2013

Szafka bez odnawiania, po pradziadkach

W sierpniu udało mi się wyskoczyć na Warmię, do miejsca gdzie kiedyś mieszkali dziadkowie i pradziadkowie i gdzie rok w rok spędzałam wakacje... to były cudowne dziecięce czasy!

Minęło niemalże dwadzieścia lat od tamtego czasu i choć dziadków dawno tam nie ma, marzyłam by odbyć taką sentymentalno - wspomnieniową podróż do tego miejsca. Udało się!
Dziś wszystko wygląda inaczej - i kamienica, i mieszkanie, i podwórko... zniknął też magiczny ogródek Babci gdzie rosły najpyszniejsze czerwone porzeczki na świecie...

Ale bez zmian został strych:) To na nim, wśród tysięcy gratów i pudeł różnych lokatorów odkryłam szafkę,  metalowy wieszak i czerwony emaliowany imbryk po mojej prababci... ależ się ucieszyłam!:)

Początkowo szafkę chciałam wymalować na biało (była szarobura, jak się okazało z brudu) ale po umyciu i lekkim przetarciu papierem ściernym  wyglądała świetnie! Biało - kremowa, nierówno pomalowana, podrapana... taka zostanie:)

Patrzę sobie na nią i mnie ściska, że to kawałek historii bliskich mi osób, wzruszam się!:)



Metalowy wieszak jest tego samego koloru co szafka, planuję przykręcić go na ścianie nad szafką - akurat mam tam wolne miejsce do zagospodarowania...


Bukiecik żółtych chryzantem i kilka kępek wrzosów włożonych w białe kieliszki do jajek, zadomowiły się na kuchennej półce. Zawsze stoi tam jakieś kwiecie, w zależności od pory roku:)





***
Z życia rodziny:
Odbieram Antosia z przedszkola, obie ręce gęsto wykropkowane czarnym flamastrem.
- Antosiu co to? - pytam
- Tatuaż ospy mamuś! :D:D

wtorek, 24 września 2013

Wrzosowisko i przesilenie jesienne:)

Co za dzień! Czy szanowny Ktoś mógłby mi pomóc w rozruchu??
Słońce za oknem, kawa-i-druga wypita a ja przy biurku siedzę i sama przed sobą udaję, że pracuję :):)
Skupić się nie umiem, ot co! :):)

Stwierdziłam więc, że głupio tak czas marnować, rzuciłam robotę w kąt i pognałam do sklepu po wrzosy.
Śliczne były, fioletowo - bordowe, z intensywnie zielonym środkiem... Kupiłam.
Część wpakowałam w starą szufladę, co to w kącie szopy leżała, pozostałe wstawiłam w cynową doniczkę i obfociłam. Dla zdrowia psychicznego:):)

I już mi lepiej! Wracam do pracy!:):)










Specjalne i ciepłe pozdrowienia dla sów (jak ja!), które dzielnie zmagają się z porankami, zwłaszcza jesiennymi:):)

... swoją drogą... czy ktoś już doszedł jak klasyczną sowę zamienić w porannego skowronka??:)

sobota, 21 września 2013

Zagubione marcinki i pozytywne melancholie

Marcinki czyli jesienne astry... Zawsze podobały  mi się kępy tych fioletowych kwiatków, sporo ich kwitnie tu we wsi.
Dzisiaj, zupełnie przypadkiem odnalazłam krzak takiego fioletowego cuda w poplątanych krzakach róż:) Jak się uchowały - nie mam pojęcia, zwłaszcza, że teraz, w trakcie ocieplania domu wydeptane jest niemal wszystko w promieniu 2 metrów od domu;)
Zebrałam, zaniosłam do domu i wstawiłam w cynową doniczkę. Cieszę oczy, bo są śliczne:):)
Wczoraj kupiłam też od okolicznego gospodarza koszyk orzechów laskowych - młodziutkie, jeszcze w zielonych leszczynowych pierścionkach, absolutne niebo w gębie! Non stop ktoś młotkiem tłucze, hałas jak przy remoncie generalnym;):) Pomyśleć, że to tylko małe brązowe kulki:D:D

A jesień widać, coraz bardziej. Zieleń jeszcze zielona ale przerzedzona nieco i przetykana coraz większą ilością kolorowych liści... 

... poza tym... smooth jazz znowu fajnie brzmi wieczorową porą,  świeczki dają jakby cieplejsze światło, gorące kakao przyjemnie grzeje ręce... I koc jakiś przytulniejszy w dotyku. 

Ech, jesiennych (i pozytywnych!!) melancholii czas zacząć!:):)





Docieplamy już drugą ścianę, od strony tarasu. Ta widoczna na zdjęciu to tył domu, glinka szamotowa jeszcze nie wyschła więc jest szara. Docelowo ma być piaskowo - biała, taka jak dawniej...



niedziela, 15 września 2013

Umieć odpuścić...

Bałagan w kuchni. Bałagan w dużym. Bałagan u chłopców i mega bałagan na poddaszu (które wciąż czeka na wykończenie). Bo jakoś tak się złożyło, że tydzień nie został ogarnięty.

A ja?

Siedzę na schodach z kochanym człowiekiem obok, piję pachnącą kawę, chłonę słońce i myślę sobie jak jest pięknie. I doceniam, że mając lat tyle ile mam (już dużo!:):)) potrafię czasem odpuścić...

Jak dobrze, że M. tak samo myśli:):)

... dzieci nie pytam, dla nich coś takiego jak porządek mogłoby nie istnieć;)



Miłej niedzieli dla wszystkich:):)

sobota, 14 września 2013

Dynia, śliwki i początki jesieni

Po pierwsze dynia. I zupa dyniowa uwielbiana przeze mnie do tego stopnia, że przez cały sezon mogę jeść ją codziennie. A czasem nawet poprawiam na dwa razy dziennie;)

Po drugie śliwki. Kupiłam dzisiaj węgierki, zaraz idę do kuchni po garnek z grubym dnem, będę smażyć konfitury. Uwielbiam jak ich słodki zapach wypełnia kuchnię! Nie lecę hurtem z setką słoików, po kilka słoiczków z każdego owocu wystarcza mi zupełnie. Mam już słoiczki pełne truskawek, wiśni i borówek, stoją maliny a teraz dołączą śliwki... damy radę w sezonie jesienno - zimowym;):)



Pomalutku ocieplamy dom. Mech z gliną, który uszczelniał łączenia belek znikł niemal całkowicie, zamiast niego ziały gołe szczeliny. Zimą byłoby ziiiimno. I w szlafmycy trzeba by spać;)
Po przestudiowaniu setek opisów domów drewnianych i opowieści ich właścicieli doszliśmy do wniosku, że najlepsza u nas będzie metoda barbarzyńska - pianka i glina. Sam warkocz uszczelniający nie sprawdziłby się bo dziury są przeróżne - od takich mini po giganty. Nie sposób upchać warkocz tak idealnie by zapchał wszystko i osłonił od wiatru. Mech też nie wszędzie dojdzie. Glinka jest ok ale konia rzędem temu, kto zaklei dokładnie milimetrowe szczeliny manewrując między belkami;) Skoro kilku fachowców podziękowało to podziękowałam i ja;)
No więc pianka już jest i w domu cieeepło. Wystarczy ugotować dyniową (kolejną:P) i jest ciepło jak w uchu. Teraz polecimy z gliną.

W czasie zapychania dziur konieczne było solidne przycięcie dzikiej róży. Wyszłam do domu, żeby na to nie patrzeć;)  Mam cichą nadzieję, że pięknie odbije na wiosnę i znów zarosną okna:)
Z garści różanych owoców zaplotłam różany sznurek. I wisi w kuchni. Fajnie wygląda!
A ziołowa skrzynka posłużyła za całkiem udany wrzosownik.

I jak tu nie lubić jesieni?:)





wtorek, 10 września 2013

Skrzynki stereo ;)

Stał mi w sypialni grajek z dwoma kolumnami. Na podłodze, w kącie. I non stop się kurzył.
I jeszcze płyty obok leżały i się kurzyły. I jakoś dziwnie same rozwałały wokoło;)

Jako, że nie mam jeszcze szafki/komódki, którą widziałabym w tym miejscu postanowiłam sięgnąć po to co miałam czyli drewniane skrzynki z garażu...
Ba-bach, zbudowałam niewysoką wieżę z trzech skrzynek, w dwóch schowałam kolumny a w trzecią wstawiłam grajka... przerwy między listewkami tak idealnie trafiły, że można bez przeszkód wysuwać szufladkę na CD i wkładać do niej płyty:)

Wiem, wiem, szczyt kreatywności i dyzajnu to to nie jest ale mnie się podoba. Zostanie, przynajmniej do czasu wyszperania czegoś bardziej stylowego;):)





A poniżej sypialniane okno - fajne jest, cudownie obśrupane i spękane ale w tym roku będzie musiało ustąpić nowemu udającemu stare... Wieje przez nie tak, że cokolwiek wychynie zimą spod kołdry pewnikiem zostanie zmrożone:P No a pokaż się potem człowieku z fioletowym nosem to Cię we wsi podsumują i na słupie ogłoszeniowym wywieszą:D:D


Na te stare okna mam już plan - zrobię z nich mini szklarenki na zioła lub inne zieleniny. Na wczesną wiosnę będzie jak znalazł:)

***

Ostatnie kilka dni udało nam się niespodziewanie wyrwać (no dobra, wytargać;)) pracy i obowiązkom i wyskoczyliśmy do Chorwacji. Jak zwykle zapuszczaliśmy się w miejsca pozbawione tłumów, takie mooocno zapyziałe też... A teraz... teraz nie możemy złapać zakrętu, takie mamy zaległości;):)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...