Minęło niemalże dwadzieścia lat od tamtego czasu i choć dziadków dawno tam nie ma, marzyłam by odbyć taką sentymentalno - wspomnieniową podróż do tego miejsca. Udało się!
Dziś wszystko wygląda inaczej - i kamienica, i mieszkanie, i podwórko... zniknął też magiczny ogródek Babci gdzie rosły najpyszniejsze czerwone porzeczki na świecie...
Ale bez zmian został strych:) To na nim, wśród tysięcy gratów i pudeł różnych lokatorów odkryłam szafkę, metalowy wieszak i czerwony emaliowany imbryk po mojej prababci... ależ się ucieszyłam!:)
Początkowo szafkę chciałam wymalować na biało (była szarobura, jak się okazało z brudu) ale po umyciu i lekkim przetarciu papierem ściernym wyglądała świetnie! Biało - kremowa, nierówno pomalowana, podrapana... taka zostanie:)
Patrzę sobie na nią i mnie ściska, że to kawałek historii bliskich mi osób, wzruszam się!:)
Metalowy wieszak jest tego samego koloru co szafka, planuję przykręcić go na ścianie nad szafką - akurat mam tam wolne miejsce do zagospodarowania...
Bukiecik żółtych chryzantem i kilka kępek wrzosów włożonych w białe kieliszki do jajek, zadomowiły się na kuchennej półce. Zawsze stoi tam jakieś kwiecie, w zależności od pory roku:)
***
Z życia rodziny:
Odbieram Antosia z przedszkola, obie ręce gęsto wykropkowane czarnym flamastrem.
- Antosiu co to? - pytam
- Tatuaż ospy mamuś! :D:D