Od dobrych dwóch tygodni zjadamy plony z własnego ogródka - nie są to jakieś ogromne ilości ale są;)
Sałata i bazylia ze szklarni, zielenina i rzodkiewka ze skrzynek i z ... okna;) Nie będę pisać jak smakuje bo co tu pisać... pysznie!:)
Teraz z niecierpliwością czekam na wzrost pozostałych warzyw - marchewki, kalarepki, groszku... No i pomidorów oczywiście:)
Z tymi pomidorami to było całkiem zabawnie - wsadzałam sobie sadzonki do szklarni, z niepokojem obserwując zbliżającą się burzę (zawsze pada wtedy kiedy nie powinno, znacie to?:)). Jak już wszystkie pomidory zajęły swoje miejsce (plus sadzonki papryki) rozpętało się niezłe piekiełko. A ja musiałam to wszystko podlać bo w szklarni było suuuucho...
Musiałybyście mnie widzieć jak z rozwianym włosem najpierw nabierałam wodę ze studni by po chwili biec w dzikim pędzie do szklarni, pośród piorunów i grzmotów:):) I tak dziesięć razy;)
Nie wiedziałam, że mogę być taka rącza z wielką konewką wody:D:D
***
Tradycyjnie już, tuż przed snem Piotruś biegnie do mnie i mówi: Mamuś jutro jedziemy na wycieczkę, musisz mi podpisać zgodę!
Ja: Piotruś, jest 22-ga, noc, teraz mi to mówisz? Jaka wycieczka, gdzie, od kiedy o niej wiesz??
Piotruś: No dawnoooo ale nie pamiętam gdzie jedziemy, zapomniałem...
Ja: To daj ten zeszyt, zobaczę co to za wycieczka i podpiszę...
Piotruś gna do plecaka, grzebie w czeluściach (bałagan tam ma nieziemski, nie pomaga ani prośba ani groźba;)) i mruczy pod nosem: żeby tylko był, żeby tylko był... Nie ma!! Nie mam dzienniczka ucznia, jak mi podpiszesz? Nie pojadę!!!
Ja: Piotruś, żeby to było ostatni raz! (Kurcze, starzeję się! To ulubiony tekst rodzicielski:P) Sprawdzaj co pakujesz i czy w ogóle pakujesz, upewnij się, że masz... No i słuchaj Pani w szkole co do was mówi...
Okazało się, że byli na rewii na lodzie, a że dzień był ciepły to Piotruś odziany w lekkie ciuchy sczezł z lekka;) Może się czegoś nauczy??
... a skąd!! :)
Wspaniale tak zajadać warzywka z własnego ogródka :) Nieźle musiałaś zmoknąć ganiając z konewką w ulewę - sugeruję jednak węża ogrodowego zakupić - będzie łatwiej ;)
OdpowiedzUsuńA dzieciaki... ech.. niezorganizowane pokolenie ;) wiem coś o tym :)
Mniam, warzywa wyglądają przepysznie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje domowe historyjki z Synkami w roli głównej:-)
Pozdrawiam cieplutko
Slicznie i pysznie. A dzieciowe zapchane plecaki znam z własnego doświadczenia- i roztrzepanie też;)
OdpowiedzUsuńo matko balsam matce na duszę znerwicowaną lejesz ....czyli Kubański w normie jest :))))))))))))))) a warzywami mi aż zapachniało i się obśliniłam nieładnie :))))))))))
OdpowiedzUsuńŁoł! Zazdroszczę, u nas dopiero pierwsze siewki wystawiają listki,
OdpowiedzUsuńz czasów szkolnych już wyrosłam, tez bywało kreatywnie...
Pozdrawiam,
m.
Przypomniała mi się podobna historia z moim synem jak był mały. Wieczorem mówi - mamo na jutro muszę przynieść na biologie wyhodowaną fasolę w słoiku. I co tu zrobić? Mężowi przypomniało się że obok naszego starego kasztana rośnie sadzonka samosiejka, więc ją wykopał , umył i do słoika z gazą. Pani była zachwycona i dostał 6. Często tą historię wspominamy ze śmiechem. Warzywka swoje to pychotka. My jeszcze nie mamy warzywnika. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMoje warzywka jeszcze rosną w siłę, ale ja nie mam takiej super szklarni jak Ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
U nas to samo. Coś jest może z tymi Piotrkami?? :)
OdpowiedzUsuńMoże wyrosną...:)
PS. Warzywka wyglądają pysznie!
pięknie! nie ma to jak własne warzywka :D zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńach te dzieciaki ;)
Znam ten smak , domowe najlepsze:) Uśmiałam się przy opowieści o Piotrusiu oj dzieci potrafią i nas rozweselić i wkurzyć czasami :)
OdpowiedzUsuńJa też już zajadam rzodkieweczki z własnego ogródka :) nawet z piachem sa pyszne :p
OdpowiedzUsuńObraz szalonej ogrodniczki z burzy wywołał mój rechot :)
Pyszne warzywka:) Rozbawiłaś mnie historyjką z pomidorami (do jakich poświęceń jest zdolny człowiek;D) i jak zawsze przygodami ,,z życia Waszej Rodziny'':)))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Wow zazdroszczę ogromnie własnych plonów. Kiedyś chciałam hodować sałatę, ale ją zabiłam. Raz, że za późno wysiałam, a potem jak jednak wyrosła to i tak nic z tego nie wyszło :(
OdpowiedzUsuńWłasne warzywa są najlepsze:)
OdpowiedzUsuńZ dzieciaczkami też tak czasem mam, w ostatnim momencie mówią mi, że trzeba coś przynieść na plastykę, technikę...:)
Ciekawy blog, będę wpadać częściej:)