Jako rasowa miastowa wychowana w bloku, od najmłodszych lat miałam wpajane: wchodzisz / wychodzisz - zamykasz mieszkanie na klucz. Mieszkając na wsi z każdym dniem odkrywam nowe reguły życia, tak różne od tych mi znanych... Rodzi to przeróżne sytuacje, bardzo często zabawne;) Scena z dzisiaj - wychodzę z domu do szopy, oczywiście dom zostawiając otwarty (na wsi nie zamyka się domu wychodząc do ogródka;):)). Buszuję po szopie, przeglądam z uwielbieniem jej zawartość (w tym dwie stare komody, które planuję odnowić). Nagle trzask. To drzwi do mojego domu. No dobrze, skoro ja jestem w szopie, to kto jest tam? Pruję więc do domu, wchodzę (bez pukania:P) i... witam się z listonoszem: dzień dobry, mogę wejść? Na to listonosz, skądinąd przesympatyczny człowiek: proszę! Jak to dobrze, że nie zamknąłem na klucz! :D:D:D
A poza tym? Zakwitły pierwsze nagietki, nadal cieszy oczy lawenda choć nie tak bujnie jak w zeszłym tygodniu... Dokupiłam też kilka czerwonych pelargonii, są niezawodne!
W tym roku już nie zdążyłam ale w przyszłym koniecznie dołożę na rabaty stare, poczciwe byliny - floksy, malwy, ostróżki...
I już zupełnie na koniec - w kącie ogrodu, schowana pod gałęziami pnącej róży rośnie sobie mała hortensja. Jako że kwiatów miała sztuk dwie i była niemal niewidoczna, porwałam je do domu... ;)
Dobrze, że listonosz otworzył ;)
OdpowiedzUsuńJaki piękny ten dom!
no właśnie:):)
OdpowiedzUsuńbardzo miło, tu u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńbędę zaglądać... co prawda nie jak listonosz ale wirtualnie!
z pozdrowieniami, Ewa
:))) znam to :))) ale u mnie jest Czabi i listonosz mógłby się zdziwić :)))))
OdpowiedzUsuń