Sięgnęłam po koszyk i narwałam pachnących kwiatostanów by zrobić z nich syrop -
smakuje pysznie w letnie dni, uzupełniony wodą, cytryną i kostkami lodu:) Nie wiem czy miałyście okazję go pić, ja pamiętam dobrze ten smak i zapach z dzieciństwa - robiła go moja babcia. A teraz robię ja:)
Przepis jest bardzo prosty - w pogodny dzień zrywam kilkadziesiąt kwiatostanów kwitnącego bzu (około 50ciu), rozkładam na chwilę na schodach (to czas na ewakuację ewentualnych mieszkańców;)) a następnie obrywam kwiatki - staram się by było jak najmniej łodyżek (im grubsze tym większa szansa na gorzki smak...). Rzecz jasna - im więcej kwiatów tym bardziej nasycony smak.
Zagotowuję 1,5 litra wody z 1,5 kg cukru i wrzątkiem zalewam kwiaty bzu. Gdy całość lekko przestygnie dodaję cytrynę pokrojoną w plastry, mieszam i wstawiam na 3 - 4 dni do lodówki (mieszam raz - dwa razy dziennie i spowrotem chowam do lodówki). Po tym czasie syrop przecedzam przez gazę, zagotowuję na małym ogniu i rozlewam do butelek. To co spijamy na bieżąco chowam do lodówki, resztę pasteryzuję 15 minut.
Wiem, że wiele osób nie zagotowuje gotowego syropu. Mnie jednak kołacze gdzieś z tyłu głowy szkodliwa sambunigryna, którą zawierają świeże kwiaty i surowe owoce czarnego bzu, a którą całkowicie niweluje suszenie i gotowanie - no więc zagotowuję. Co starsze sąsiadki robią tak samo;) Potem można pić, na zdrowie:)
Na zdjęciu widać świeżo zalane kwiaty, całość podeszła do góry więc wydaje się, że jest ich niewiele... A jest dużo!;):)
... i widok na drzewko a nawet skrzynki z warzywami;)
Fajnie jest obserwować, jak niczego nieświadome dzieci przejawiają cechy lub zachowania żywcem zdjęte z rodzica, prawda?
Mnie zupełnie rozbraja coś, co robiłam jako dziecko a teraz widzę jak identycznie robią to chłopcy - ot, takie naleśniki na przykład. Od zawsze wolałam lekko słodkie ale same, bez nadzienia, serwowane w postaci rozpłaszczonego na talerzu placka - taki naleśnik najpierw obskubywałam dookoła a dopiero później zjadałam środek. I tak mi zostało do dziś;)
Teraz identycznie robią to Piotruś z Antosiem:):)
Zawsze po magicznym: Chłopcy, chcecie naleśniki? o co pytam przekornie bo chłopcy je uwielbiają
pada: Jasne!
Po czym pieczołowicie obrywają gorące placki z zewnątrz by na końcu dostać się do środka. Moje syny:):)
Hehe,co do naleśników to i u nas idą te od razu z patelni ,bez dodatków ;p
OdpowiedzUsuńOstatnio jeżdżąc na przejażdżki rowerowe i mijając czarny bez,zastanawiałam się co by tu można z niego zrobić a tu proszę-pojawił się twój post :)) Kiedyś widziałam w TV jak Makłowicz smażył placuszki z kwiatami czarnego bzu. Przygotowuje się ciasto naleśnikowe,zanurza się w nim cały kiść kwiatów-trzymając za łodyżkę,a następnie kładzie się to na rozgrzaną patelnię z olejem,posypuje cukrem p. ;)
Miłego dnia!
Pozdrawiam,Klaudyna
Nie próbowałam jeszcze takiej wersji, brzmi smakowicie!:)
Usuń:))) Chłopcy kochani :) A ja robiłam z naleśnikiem tak samo :D, tzn. obgryzałam brzeg :))).
OdpowiedzUsuńMyśmy wczoraj jedli bez zapiekany w cieście, smak cudny :). I akurat rozmawialiśmy o syropie, że przydałoby się zrobić :). Miałam szukać gdzieś przepisu, tak że dziękuję za niego, znalazłam u Ciebie :)).
Skrzynki prezentują się super, nie ma to jak warzywka z własnego ogródka :). I zdjęcia jakie piękne :).
Pozdrawiam cieplutko, miłego dzionka :).
... a ja muszę spróbować Twojej wersji Moniko:):)
UsuńU mnie w domu bez nadzienia szly tzw. "dzikuski", takie nieudane nalesniki z dziurami... Teraz moja mama robi je celowo dla moich dzieci, bo te je uwielbiaja :) Co do czarnego bzu, to bedac dzieckiem zrobilam sobie ucierane z cukrem owoce i zajadalam sie nimi jak borowkami... Niestety skonczylo sie to niedobrze dla mojego zoladka.
OdpowiedzUsuńSciskam:)
O rany... mogę sobie wyobrazić! Ja w zeszłym roku nakryłam Antosia na "gotowaniu" zupy z owoców czarnego bzu, od razu więc wzięłam chłopaków na "poważną" rozmowę i uświadomiłam;) Od tego czasu bzu nie próbowali;):) Macham ciepło!:)
UsuńŚwietny przepis! Myślę,że w przyszłym roku wypróbuję :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń...pewnie, spróbuj:):) Macham ciepło!:)
UsuńUroczo! Tak sielskoanielsko i przedwakacyjnie. Kwitnąca akacja i czarny bez to dla mnie znaki lata...
OdpowiedzUsuńCudnie piszesz o dziedziczeniu genów jedzenia naleśników :)
Pozdrawiam,
m.
:):) I ja pozdrawiam Magdo!:)
UsuńSyrop robię i tez pasteryzuję :) zawsze :)
OdpowiedzUsuń:):)
UsuńJesli widza, ze ty tak jesz nalesniki ,to i oni tak jedza.Przyklad idzie z gory. Zadnej magii w tym nie ma.
OdpowiedzUsuńA właśnie, że mnie nie widzą bo jedzą najpierw, jak już nie mogą to gonią się bawić a naleśniki zjadam ja i mąż;):) Ja tam widzę magię w takich rzeczach. I lubię to!:)
UsuńSyropu z kwiatów czarnego bzu jeszcze nie próbowałam, ale chętnie skorzystam z przepisu, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
bardzo proszę!:):)
UsuńDziękuję za przepis , ja robię tylko sok z owoców i używam sokownika. Takie jedzenie naleśników też praktykujemy jak się smażą prosto z patelni , a więc zawsze trzeba robić większą porcję . Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń... za mną chodzi dżem z owoców czarnego bzu... Kto wie, może i na sok się skuszę?:):)
UsuńOoo, syrop z sosny, to też fajna sprawa!:):)
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Ci wlasnego czarnego bzu. To lekarstwo, nad lekarstwami. Wszystko mozna wykorzystac ztego krzaczka!
OdpowiedzUsuńJesli mi sie uda wiecej tych baldachow zebrac, to sprobuje!
Rety, jak tu pięknie! Aż czuć zapach kwiatów dzikiego bzu! Syrop z tych kwiatów jest przepyszny - dodajemy go zimą do herbaty zamiast miodu. Warzenie takiego syropu zaplanowałam na najbliższy weekend. Mam nadzieję, że do soboty przestanie u nas grzmieć i padać. Pozdrawiam, życząc radosnych chwil.
OdpowiedzUsuńPlanując ogró czarny bez był na górze mojej listy. Pan mąż wrócił od ogrodnika i powiedział ze nie ma :-) Pojechałam w pola i przytachałam sadzonkę Śmiejemy się z tego do dzisiaj. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtaki sok z bzu jest pyszny ! :)
OdpowiedzUsuńno zachowania dzieciaków są cudowne :))) sama widzę po mojej małej takie typowo moje :D
A lot of pretty things in your blog. Lovely with all the white flowers in the brown basket. I also like the post with pelargoniums, and the white stools. I will like to put a link to your blog at my bloglist.
OdpowiedzUsuńU mnie jak na złość czarny bez tylko przy ruchliwych drogach, a taki jakoś mnie nie pociąga ;) A w naleśnikach to ja wygryzałam otwory na oczy, nos i buzię ;)
OdpowiedzUsuń